Włącznik trzeci:
dołączając do mrówczej roboty Kolegi Wojciecha - nadrabiam (tekstem Wieliczki) zaległości w temacie WITKOWO:
VII. PRZYGOTOWANIA I WYBUCH POWSTANIA W WITKOWIE Wiadomości o przewrocie w Poznaniu i Wrześni były pierwszymi iskrami, które poruszyły podminowaną atmosferę Witkowa. W atmosferze oczekiwania rozkazów lub zachęty z zewnątrz dotarła pod wieczór dnia 28 grudnia do Witkowa wiadomość o dokonanym przewrocie w Gnieźnie. Przywiózł ją obywatel Jan Łukowski, wysłany umyślnie celem zasięgnięcia języka. Witkowianie wydarzenia gnieźnieńskie pojęli jako hasło do czynu. Tegoż wieczora około godziny 20-tej zebrało się przeto w Banku Ludowym grono mieszkańców Witkowa, by ustosunkować się do wypadków i ułożyć plan działania. Relacja Łukowskiego była jednak dla oceny położenia w całej Wielkopolsce niewystarczająca, mimo że wiedziano już o rozruchach w Poznaniu i obaleniu władzy zaborczej we Wrześni. Nie zna no głównie poglądów NRL a co najważniejsze, nie umiano przewidzieć, co stanie się na wypadek niepowodzenia zamachu na znienawidzone władze pruskie. Wątpliwości te spowodowały, że na wspomnianym zebraniu nie wszyscy uczestnicy opowiedzieli się za powstaniem. Część oświadczyła, że nie solidaryzuje się z ruchem, właśnie dla wzwyż podanych powodów. Stanowisko tych może zbyt ostrożnych obywateli wy wołało burzę, której wyrazem były skierowane do ks. Malczewskiego w języku niemieckim słowa Hempla: (1). „Na jegomość, gdzie są ci dobrzy i wierni obywatele? A wy, moi panowie — skierował mowę do przeciwników powstania — idźcie wszyscy spokojnie spać i każcie się swym żonom przykryć grubymi pierzynami, abyście ze strachu nie dostali febry. My biedni nędzarze postaramy się o to, by wam włos nie spadł z głowy”. (2). Dramatyczną scenę zakończył Łukowski słowami: „Niech was piorun trzaśnie, ładni Polacy, tchórze jesteście, wstyd i hańba”. (3). Mimo to nie osiągnięto jedności. Zwolennicy powstania, poparci przez ks. dz. Malczewskiego postanowili działać, a przeciwnicy rozeszli się do domów. Na wezwanie Świerkowskiego, przesłane przez harcerzy M. i J. Rydlewskich, H. Cegielskiego i J. Witkowskiego, ze brały się niebawem u Knasta co gorętsze elementy. Grupa organizatorów powstania, utworzona na zebraniu w Banku Ludowym, zastała przeto po przybyciu do hotelu Knasta (około godz. 21-szej) grono robotników, sokołów i harcerzy, gotowych do czynu i z niecierpliwością oczekujących hasła. W lokalu znalazł się też przewodniczący RR Gaworzewski, który nie wziął jednak udziału w akcji ponieważ związał się wobec dowództwa Heimatschutzu słowem honoru, iż nie będzie współdziałał w jakichkolwiek zamachach lub przewrotach. (4). Zebranym ochotnikom organizatorzy powstania przedłożyli pytanie, czy gotowi są wystąpić czynnie przeciw załodze niemieckiej, celem oswobodzenia miasta i powiatu. Zebrani potwierdzili entuzjastycznie swą gotowość, po czym padł rozkaz rozejścia się i oczekiwania po domach sygnału. Ustalono, że na hasło dane trąbką harcerską wzgl. umówiony świst, spiskowcy mieli stawić się w hotelu Ignacego Knasta, którego obrano komendantem, poczym noc pokryła rozchodzących się około godziny 22-ej powstańców. Komenda zaś, do której prócz Knasta należeli Świerkowski, Konieczyński, Hempel, Łukowski i obaj Graczykowscy, przystąpiła do ustalenia po łożenia w mieście i ułożenia planu działania. (5). Załoga Grenzschutzu składała się w danej chwili z pluto-nu, liczącego około 60 żołnierzy, zakwaterowanych w gmachu szkoły powszechnej na rozwidleniu szos do Słupcy i Wrześni. Główny odwach niemiecki znajdował się w gmachu sądu powiatowego, leżącym po zachodniej stronie Zielonego Rynku. (6). Służbę garnizonową pełnił danej nocy ppor. Pollock. Przy ul. Poznańskiej, w gmachu pocztowym, dyżurował telefonista Grenzschutzu, który łączył tylko na rozkaz swej ko mendy. Jak wspomnieliśmy, oprócz linii stałych istniał wojskowy telefon polowy, który łączył Witkowo przez Orchowo z Wójcinem w powiecie strzelińskim. Poza tym Niemcy połą czyli w samym mieście mieszkanie miejscowego pastora ewangelickiego Venth’a i burmistrza v. Hertel’a z głównym odwachem w gmachu sądowym. Zmierzało to prawdopodobnie do stworzenia ścisłego kontaktu między wszystkimi czynnikami, zainteresowanymi w obronie ciągłości władzy zaborczej. Przeciwko sile niemieckiej, dysponującej prócz normalne go uzbrojenia wielkim zapasem granatów ręcznych i dwoma karabinami maszynowymi, wystąpili nieomal bezbronni powstańcy witkowscy, którzy z trudem uciułali 4 karabiny mód. 70, po 3 naboje do każdego, 2 karabiny mód. 88, po 20 naboi do każdego oraz 2 pistolety automatyczne z 20 nabojami. Przy takim stosunku sił sama myśl zamachu wydaje się mrzonką. Mimo to grupa zamachowców nie ulękła się i z gołymi nieomal rękami przystąpiła do czynu (7). Komenda powstańcza zdawała sobie jasno sprawę z tego, że wobec braku broni nie można było marzyć o podjęciu ot wartej walki, a to tym bardziej, że Niemcy byli czujni i do późnej nocy komunikowali się telefonicznie z okolicznymi załogami Grenzschutzu. Około godziny 22-ej listonosz Władysław Tomaszewski doniósł komendzie powstańczej, że por. Kortüm powiadomił telefonicznie komendę wojskową w Kruszwicy, iż w Witkowie zanosi się na zamach, gdyż Polacy odbywają tajne narady. Kortüm wzywał pomocy i prosił, by na wypadek braku wojska uzbrojono kolonistów i przysłano ich wozami przez Mogilno i Orchowo. (8). Przygotowania strony polskiej nie uszły za tym uwagi komendy niemieckiej, mimo że odbywały się w najgłębszej tajemnicy. Raport Tomaszewskiego spowodował pierwsze kroki zaczepne powstańców. Na rozkaz Świerkowskiego zniszczono bowiem niezwłocznie wszystkie zamiejscowe połączenia telefoniczne i telegraficzne, za wyjątkiem telefonu kolejki powiatowej. Czynu tego dokonali powstańcy Leon Paczyński, Józef Rydlewski, Szczepan Szymański i Władysław Tomaszewski około godziny 22,30. (9). Niebawem przybiegł do komendy powstańczej listonosz Franciszek Tomaszewski, brat Władysława, który w dalszym ciągu obserwował wydarzenia na poczcie. Z jego raportu wynikało, że por. Kortüm na próżno próbował połączyć się ponownie z Kruszwicą, a przypuszczając że druty zostały zerwane, rozkazał dyżurnemu sierżantowi wziąć kilku ludzi i usunąć przeszkodę. Tu okazała się jednak jakość żołnierza Grenzschutzu, gdy sierżant ów oświadczył, że „nie pójdzie poza miasto, gdyż w ciemnościach nocy nie chce mieć z polską bandą nic do czynienia” . (10). Bardzo ruchliwi harcerze nie spuścili do późnej nocy oka z pomieszkań Niemców, których podejrzewano o współdziałanie z Grenzschutzem. Tuż przed godziną 23-cią przybył do komendy powstańczej harcerz Jan Witkowski i raportował, że stojący na czatach pod oknem pastora, harcerz Marian Rydlewski posłyszał, jak tenże zapytywał telefonicznie burmistrza o stan rzeczy w mieście i radził mu zasięgnąć informacji na odwachu. Wobec powyższego zerwano natychmiast połą czenie telefoniczne u pastora a przy tej sposobności stwierdzono, że zarówno burmistrz jak i pastor mieli bezpośrednie połączenia z odwachem Grenzschutzu (11), o czym poprzednio nie wiedziano. Komenda powstańcza nie podjęła tej nocy żadnych dal szych kroków zaczepnych, mimo że już około godziny 23-ej doszła do Witkowa wiadomość o planowanym zamachu w Powidzu. (12). Niekorzystny stosunek sił wskazywał bowiem, że należy szukać pomocy z zewnątrz. Niebawem widzimy przeto członków komendy powstańczej, przemykających się parami na dworzec kolejki powiatowej, by telefonicznie zaalarmować sąsiednie ośrodki polskie. Obecny na stacji naczelnik A. Krüger ustąpił przed siłą, zawiadowca zaś Polak Wacław Kroił oddał się z zapałem do dyspozycji komendy powstańczej. W ten sposób, dotarła do polskiej komendy w Gnieźnie wiadomość o planowanym zamachu w Witkowie i prośba o sukurs. Rozmowę przyjął dyżurujący tejże nocy urzędnik gnieźnieńskiej stacji kolejki, Piotr Mydłach. Równoczesne telefoniczne porozumienie z Lutomskim i obietnica tegoż rychłe go wysłania posiłków z powiatu wrzesińskiego, zezwoliła witkowskiej komendzie powstańczej na bardziej optymistyczną ocenę położenia. W mieście samym nie zaszły żadne zmiany. Tyle, że w ciągu nocy doszło kilkakrotnie do wzajemnego zatrzymywania się patroli polskich i niemieckich. Z tej może przyczyny zjawił się po północy na dworcu kolejki ppor. Pollock na czele patrolu i wezwał komendę powstańczą do opuszczenia budynku. Nader energiczne wystąpienie Hempla uratowało sytuację, a w skutkach komenda powstańcza mogła niezaczepiana już przez nikogo oczekiwać dalszego rozwoju wydarzeń. Na podstawie wiadomości z Witkowa, komendant Gniezna Zygmunt Kittel wysłał tuż przed przed północą 28 grudnia ekspedycję, której zadaniem było zbadanie położenia i ewentualnie współdziałanie przy likwidacji tamtejszego Grenzschutzu. Rozklekotany samochód wojskowy odmówił jednak tuż za miastem posłuszeństwa, wobec czego delegaci powrócili do koszar gnieźnieńskich, by wystarać się o inny środek lokomocji. Dwie kosztowne godziny upłynęły na przygotowaniach, poczym po godz. 1-szej wyruszyła staroświecka landara, powożona przez Bogdana Mallowa, wioząca delegatów gnieźnieńskiej komendy powstańczej, Stefana Szymczaka, Michała Goeldnera, Tolsdorfa, Ignacego Fornalskiego i Zygmunta Niedźwiedzińskiego. Ekspedycja nie przedstawiała żadnej wartości bojowej gdyż była nieuzbrojona. Tyle, że Szymczak wydał na odjezdnym swemu zastępcy rozkaz, by zebrał pluton powstańczy i kolejką powiatową ruszył w ślad za nim jak najszybciej do Witkowa. Około godziny 3-ciej dnia 29 grudnia delegaci gnieźnieńscy natknęli na skrzyżowaniu szosy z torem kolejki na oczekującego ich przybycia członka miejscowej komendy, Konieczyńskiego. Z relacji Szymczaka wynikało by, że w budynku dworcowym nikogo z komendy nie było. Wydaje się też dość prawdopodobnym przypuszczenie, że po trudach dnia przywódcy uznali, iż celem zebrania sił lepiej rozejść się do domów na spoczynek, aniżeli czekać w komplecie niewiadome jak długo na sukurs. Z relacji Szymczaka wynika też, że Konieczyński poprowadził delegatów gnieźnieńskich opłotkami do hotelu Knasta. Krótka rozmowa z miejscowym dowódcą wystarczyła do stwierdzenia, że przygotowania na miejscu są po czynione, lecz trzeba działać bez zwłoki, by wyzyskać moment zaskoczenia przeciwnika. Chodziło przede wszystkim o ponaglenie posiłków gnieźnieńskich, co załatwił Szymczak telefonem kolejki powiatowej za pośrednictwem wspomnianego już Mydlacha. W międzyczasie zaalarmowani przez harcerzy powstańcy poczęli ściągać do lokalu Knasta. Wobec trudności, jakie sprawiało posługiwanie się telefonem kolejki, zapadła około godziny 4-tej decyzja zawładnięcia pocztą. W zamachu na nią wzięła udział część grupy gnieźnieńskiej, a mianowicie Szymczak, Fornalski i Niedźwiedziński (13) a z miejscowych Konieczyński, Paczyński, Pawlak, Fr. Kasprzyk i Bartkowiak. Na poczcie znajdowała się urzędniczka i dyżurny telefonista z komendy Grenzschutzu, który stawił opór i mimo beznadziejnego położenia nie chciał z posterunku ustąpić. Kilka wymownych upomnień zmusiło go jednak do uległości, poczym przy aparacie rozdzielczym zasiadł Niedźwiedziński, który miał łączyć tylko na rozkaz komendy powstańczej. (14). Po udanym zamachu Szymczak i Fornalski powrócili do siedzi by dowództwa, skąd podjęli ponowne próby uzyskania pomocy z zewnątrz. Szymczak rozmawiał też przez telefon z Kittlem, który odmówił jednak posiłków z uwagi na zagrożenie Gniezna. Września nie mogła również udzielić pomocy, ponieważ siły swe wysłała już pod Zdziechowę. Jedyną wolną jeszcze siłą był stojący w Strzałkowie oddział SSiB pod dowództwem ppor. Alojzego Nowaka. Tenże nie od mówił pomocy i obiecał przybyć jak najszybciej do Witkowa oraz nakłonić do udziału w akcji oddział wojska polskiego, stacjonowany w pobliskiej Słupcy. W trakcie tych zabiegów Fornalski, Goeldner i Tolsdorf udali się na odwach Grenzschutzu do gmachu sądowego, by jako członkowie gnieźnieńskiej władzy rewolucyjnej skłonić żołnierzy niemieckich do zaniechania oporu. (15). Próba skończyła się sprowadzeniem dowódcy odwachu sierżanta S. do lokalu Knasta. Niebawem rozpoczęła się przyjacielska rozmowa. Sierżant był też w danej chwili nie lada osobistością, był przewodniczącym RŻ Grenzschutzu. Dobre słowa i wyśmienity poczęstunek sprawiły że około godz. 6.30 dokonano ciekawej transakcji. Za cenę 50 Mk S. wręczył swym nowym przyjaciołom zamki od 2 ckm Grenzschutzu i rozkazał odwachowi złożyć broń. W największej zgodzie i bez wszelkiego oporu dokonał się w ten sposób pierwszy krok ku likwidacji załogi niemieckiej Witkowa. Około godz. 7-mej przyjechał kolejką pluton gnieźnieński, którym dowodził Andrzej Jeżak. (16). Wraz z zdobytymi na odwachu około 15 karabinami siły powstańcze wzrosły w danej chwili do około 60 bagnetów, nie licząc nieuzbrojonej masy ochotników. Siły te zezwalały na podjęcie decydujących kroków, tym bardziej, że do komendy polskiej dotarły już pierwsze wieści o sukcesach Powidzan i rozbrojeniu Grenzschutzu w Anastazewie. (17). Grupa dowódców licząca 8–10 głów udała się przeto przed godz. 8-mą do szkoły, by podjąć rozmowy z por. Kortümem. Dowódca niemiecki czuwał i trzymał swój oddział w pogotowiu bojowym. Już na wstępie komenda powstańcza i delegaci gnieźnieńscy oświadczyli, że uważają pobyt Grenzschutzu w Witkowie za nieprawny i z tej racji domagają się złożenia broni i wyjazdu E 34 w głąb Niemiec. Nie znając ogólnego położenia, dowódca niemiecki żądanie strony polskiej odrzucił, a decyzję ostateczną uzależnił od telefonicznego porozumienia się ze swą komendą w Kruszwicy. Strona polska zgodziła się na to, wiedząc, że przewody są zerwane. Wobec niemożności uzyskania połączenia i w przypuszczalnym zamiarze zyskania na czasie, por. Kortüm zgodził się w końcu na wszczęcie pertraktacji. Zaznaczyć tu należy, że działał nader przezornie i wcale nie okazywał chęci uznania władzy powstańczej lub poddania się bez oporu. Rozmowy rozpoczęły się po godzinie 8-mej rano w hotelu Knasta. W danej chwili znajdował się już w lokalu ks. dz. Malczewski, który w przewidywaniu wyniku układał w porozumieniu z członkami RR i PRL tekst odezwy, głoszącej upadek władzy zaborczej w powiecie. (18). Rokowania z por. Kortümem i ppor. Pollockiem utknęły jednak na martwym punkcie, gdyż dowódca niemiecki nie chciał żadną miarą zgodzić się na złożenie broni. W trakcie tych rozmów nadjechały na wozach dominialnych posiłki ze Strzałkowa i Słupcy, w sile około 80 bagnetów i otoczyły kwaterę Grenzschutzu od strony południowej. Załoga niemiecka znalazła się w ten sposób w potrzasku, o czym zebranych w lokalu Knasta powiadomił ppor. Nowak i towarzyszący mu nieznanego nazwiska sierżant POW ze Słupcy. Mimo to oficerowie niemieccy nie stracili pozornie animuszu i żądali nadal wypuszczenia oddziału z bronią w ręku, za listem żelaznym. Wobec tego przerwano pertraktacje około godz. 9.30, a podjęto osobne rozmowy z sierż. S. przewodniczącym RŻ Grenzschutzu. Delegaci zamiejscowi i członkowie miejscowych rad przenieśli się w tym celu na probostwo. Kortüm zaś pozostał w hotelu Knasta i orientował się dalej w terenie, przy czym zdołał rozmówić się telefonicznie z Bilskim, od którego dowiedział się o katastrofie swego plutonu w Anastaszewie. (19). W danym położeniu pozostało dowódcy niemieckiemu tylko pod danie się na możliwie najkorzystniejszych warunkach. Po długotrwałych i uporczywych targach doszło wreszcie do spisania aktu kapitulacyjnego na warunkach, podyktowanych przez stronę polską. Ustęp drugi dokumentu świadczy, że por. Kortüm uzyskał przed poddaniem się telefoniczne połączenie z RRŻ w Poznaniu, która zapewniła mu wolny wyjazd całego oddziału w głąb Niemiec. Rozmowy na probostwie też dobiegły końca, gdy za cenę wypłaty oddziałowi żołdu za pierwszą dekadę stycznia, sierż. S. zgodził się również w imieniu RŻ na złożenie broni.
PRZYPISY DO ROZDZIAŁU VII 1. Według opisu T-wa. Powstańców i Wojaków im. gen. Hallera w Witkowie (Arch. DOK VII, teka G 74.). Hempel mówił źle po polsku. 2. “Na Hochwurden — wo sind Ihre braven und treuen Mitbürger. Na, meine Herren, geht mal alle ruhig schlafen, lasst euch von euren Frauen mit vielen Federbetten zudecken, dass euch Angstfieber nicht fasst. Wir armen Habenichtse werden dafür sorgen, dass euch kein Harchen gekrümnt wird”. Arch. DOK VII, teka G 74, cz. III. 3. Tamże. 4. Tamże. 5. Tamże. 6. Wspomniany opis. dostarczony przez T-wo Powst. i Woj. zawiera twierdzenie, że niedaleko głównego odwachu, tuż przy północno-zachodnim narożniku Zielonego Rynku znajdowały się baraki szpitalne, w których kwaterować miał drugi pluton niemiecki, dowodzony przez oficera. Była to zapewne kwatera przejściowa plutonu, który po kilku dniach przeniesiono do Wójcina. 7. T-wo Powst. i Woj. w Witkowie podało następujący spis pierwszych powstańców: Wincenty Bartkowiak, Jan Bartoszewski, Henryk Cegielski, Stefan Drella, Kazimierz Graczykowski, Konstanty Graczykowski, Jan, Grześkowiak, Wawrzyn Hanć, Jerzy Hempel, Marcin Jóźwiak, Franciszek Kasprzyk, Stefan Kasprzyk, Kazimierz Kiełczewski, Ignacy Knast, Wacław Konieczyński, Edward Koralewski, Stanisław Kujawa, Marian Kwieciński, Władysław Laskiewicz, ks. dz. Tadeusz Malczewski, Józef Majchrzak, Wacław Matuszak, Aleksander Miłowski, Florian Miśnik, Józef Nowaczyk, Marian Nowicki, Stefan Nowicki, Michał Owczarzak, Karol Paczyński, Leon Paczyński, Stanisław Pawlak, Józef Peikert, Walenty Piskorek, Stanisław Portala, Józef Radliński – ojciec, Józef Radliński – syn, Józef Roesler, Ignacy Rudarczyk, Bernard Rydlewski, Franciszek Rydlewski, Władysław Skiera, A. Sobecki, Stanisław Stanek, Edmund Sypniewski, Jan Strużyna, Stanisław Szczepański, Kazimierz Szcześniak, Jan Szcześniak, Józef Szrejmann, Szczepan Szymański, Franciszek Świerkowski, Franciszek Tomaszewski, Władysław Tomaszewski, Michał Tomczak, Wincenty Walczak, Sylwester Wełnic, Jan Witkowski i Franciszek Wyrski, (Arch. DOK VII, teka G 74, c. III). 8. Tamże. 9. Tamże. 10. Według relacji Franciszka Tomaszewskiego odpowiedź sierżanta, brzmiała następująco: „Hinter die Stadt gehe ich nicht, mit dem polnischen Pack will ich in finsterer Nacht nichts zu tun haben”. Arch. DOK VII, teka G 74, c. III. 11. Tamże. 12. Arch. DOK VII, kwestionariusz 113 Józefa Bilskiego, który podaje: „Witkowo przeczuwało jakąś możliwość w Anastazewie, gdyż po rozbrojeniu konwoju niemieckiego na kolejce w Powidzu, p. Władysław Gaziński potrącił w rozmowie telefonicznej dyskretnie jednemu z Witkowian o postanowionym przedsięwzięciu Powidzan”. Członkowie witkowskiej komendy powstańczej, szczególnie Hempel, twierdzą natomiast, że rozkaz dokonania zamachu na oddział Grenzschutzu w Anastazewie wyszedł z Witkowa w nocy z 28-go na 29-go grudnia. 13. Według relacji Szymczaka w Arch. DOK VII, relacja 4590, potwierdzonej częściowo przez Hempla. 14. Ta część opisu opiera się na relacji Szymczaka. Członkowie komendy witkowskiej, szczególnie Świerkowski twierdzą, że relacja ta, jest nie ścisła. Hempel zaś podaje, że służbę przejęła telefonistka Niemka, któ rą w tym celu sprowadzono z jej mieszkania. 15. Z relacji Szymczaka, potwierdzonej przez Konieczyńskiego. Knast i Świerkowski twierdzą, że te pertraktacje w ogóle nie miały miejsca. 16. Szymczak podaje w swej relacji, że pluton wyruszył na mocy poprzedniego jego rozkazu, wbrew zarządzeniom Kittla. Przybycie posiłków z Gniezna miało wprawdzie dla losów Witkowa decydujące wprost znaczenie. Jako dowód braku dyscypliny wojskowej ilustruje jednak dosadnie warunki, w jakich działały komendy powstańcze. 17. Komendant powidzki Józef Bilski rozmawiał z Anastazewa telefonem kolejki powiatowej początkowo z Szymczakiem (rel. 4950), później z Knastem (rel. 113). 18. Arch. DOK VII, teka G 74, c. m. 19. Tamże, relacja 113.
|